Rozgrzane miasto, parująca wilgocią ziemia, epatujące zamrozem kamienice.
Ludzie spacerujący po ulicy, z papierosem, piwem lub lodami. Patrzący na miasto, tak jakby je pierwszy raz widzieli, chociaż tu mieszkają. Patrzą w górę, rozglądają na boki, uśmiechają, śmieją, drepczą...Zerkam w jedną z pustych witryn sklepowych. Nie widzę zbyt wiele. Przez mgłę brudu - widzę kręgosłup. Przywołuje mnie. Mówi, że jest złamany i ledwo się wije po swoich gruzach.
Ja jednak wiem, że kłamie.
Żaden złamany kręgosłup nie mówi, że jest złamany. Po prostu takim jest.
Przyglądam mu się bacznie. W istocie jest nadwątlony. Słania się z bezsilności. Wspomina lata swej świetności. Swój honor i determinację.
Wije się, płacze, miota na ziemi, ale po chwili powstaje. Zgarbiony. Jednakże idzie.
Jeszcze się wyprostuje. Może i przyklei się do płaszczyzny gruzowiska, ale wie jak wstać.
Wie i umie wstać.
To tylko chwilowa niemożność.
Chwilowe zachwianie.
Mały paraliż.
Jeszcze zatańczy tango na stole i będzie wyginać się jak chce na pohybel grawitacji, wszelkich losu wariacji, ewolucji, rewolucji, czy jak tam sobie chce to nazwać.
A jak nie, to przybędzie z odsieczą mały żółciutki chłopczyk, zamontuje temu kręgosłupu kręgosłup z igiełek, taki korekcyjny, a potem popchnie go swą małą, acz pewną rączką i powie:
"Beńdzie dobdzie"!
beńdzie dobdzie! :*
OdpowiedzUsuńRuda kocham wszystkie twoje teksty, ale tym przebiłaś wszystkie. Jest cudowny!!! Może dlatego, że tak bliski mojemu sercu... W każdym razie "beńdzie dobdzie" :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że się podoba, ale cały koncept tak naprawdę był Ewy, ja tylko napisałam to po swojemu...
OdpowiedzUsuńMiło mi, że kochasz moje teksty, w ogóle mi miło...
Jeśt dobrze!!!! ;)