Przejdź do głównej zawartości

Wariacje o wariatach

Łódź i Petersburg to miasta wariatów mówiących do siebie.
Takie stwierdzenie wysnuła kiedyś przyjaciółka w rozmowie ze mną. 
Nigdy nie zaprzeczyłam jej teorii, ale potwierdzenie jej miało dopiero dla mnie nadejść...
Salvador Dali "Wariat z wąsem"

Taniec z wariatami zaczął się od samego rana, na przystanku tramwajowym. Z nadjeżdżającego właśnie pojazdu wysiadł pan koło 50tki i zaczął mi tłumaczyć, że szkoda iż nie wsiadłam do tegoż tramwaju, bo podałby mi rękę, ponieważ jemu kiedyś ktoś w sześćdziesiątym którymś tak ktoś podał rękę... szczerze mówiąc był to słowotok zupełnie bezrozumny i najwyraźniej połączony z trwałym ślinotokiem, ponieważ w kącikach ust miał zaschniętą, spienioną ślinę... dziwny jegomość zauważył, że chcę wsiąść do kolejnego zbliżającego się tramwaju, więc życzył mi miłego dnia i rozpierzchł się w śniegu.
Nie był to jednak koniec. Kolejny wariat spotkał mnie znów w okolicach mojego domu. Miał ogorzałą twarz od gorzały, blond sumiasty wąs i nawet jak na pijaka sympatyczną aparycję. Prosił mnie o 50 groszy. Nie udzieliłam biedakowi pomocy, bo właśnie z pomocą znów przybył mi tramwaj do którego wsiadłam z ulgą. Pocieszny krasnal-pijak machał do mnie jednak z uśmiechem i półprzymkniętymi oczami.
Wieczorem po próbie, znów przy torowisku spotkałam kolejnego wariata. Tym razem był on nieprzyjacielski i snuł teorie na temat moich rudych włosów, czy są farbowane i  jak powinno się to zweryfikować... był żenujący i obleśny... wygłaszał swoją tyradę zupełnie w powietrze, jakby sam do siebie. Bałam się go trochę, ale szczęśliwie tym razem nie byłam sama...
Wariactwo. Kiedy się zaczyna? Dlaczego ludzie mówią do siebie idąc ulicą?
Czasem bywam bliska obłędu. Zawsze jednak równie obłędnie mówię sobie skulona w kącie, masując nerwowo palce u stóp: "To mnie, to zaraz minie, niedługo będziesz się z tego śmiać".
Proszę jednak los, aby nigdy nie nastąpił moment, że z nadmiaru myśli wyjawiam je na głos przy wszystkich. To gorsze, niż chodzenie nago po ulicy.
Nie zaprzeczam jednak, że mam coś z wariatki. Szczęśliwie nie jestem uważana za nieszkodliwą. Za szkodliwą w sumie też nie... wariactwo jest jednak strasznie niewymierne.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bezbrzeżna chęć brudu.

Zaczęła się jesień. Szłam melancholijnie przez park. Dzieci bawiły się na placu, ich rodzice w osowieniu siedzieli porozrzucani pojedynczo na ławkach, nieopodal epicentrum wrzasku. Psy robiły kupy gdzie popadnie, koty miauczały pod zamkniętą budką już bez piwa. A ja tak sobie szłam, noga za nogą w lekkim odurzeniu własnymi kołaczącymi się myślami. Ten mętlik, zaprowadził mnie w swej chmurze w wiele miejsc tego dnia: na kilka wystaw, na kilka "pięćdziesiątek" gdzieś w Mieście Łodzi. Szłam sama, bo wtedy nie trzeba niczego ustalać, nikomu tłumaczyć, niczego deklarować. Chcesz iść, to idziesz, jak nie to siedzisz. Potem weszłam do jakiegoś małego kina. Zorientowawszy się, że wszystkie tytuły są mi już znane - udałam się oddać mocz. Z sąsiedniej kabiny wydobywał się tak znajomy i niemal zapomniany dźwięk kochających się ciał. Uśmiechnięta oddawałam się mojemu moczowi, by razem z tymi obok spuścić się w odmęty otchłani. Wyszłam z kabiny, a w tym samym momencie otworzyły się drzw...

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie ...

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...