Joanna wyszła od wróżki na rozżarzoną słońcem ulicę. Czuła, że
świat jej wiruje. Przeszła tak kawałek, przystanęła na chwilę. Doszło do niej,
że to przecież zwykła wróżka. Nie trzeba jej ufać. Z pewnością każdemu mówi o
śmierci i miłości, bo ludzkość już tak ma, że Eros i Tanatos są najbardziej
rozchwytywani, a w połączeniu już zupełnie wprowadzają w obłęd. Ale skąd ona
wiedziała jak ma na imię? Tego już nie umiała uzasadnić w żaden sposób mniej,
czy bardziej racjonalny. Stała tak na środku chodnika z dobre dziesięć minut. W
końcu ruszyła z miejsca. W tym samym momencie poczuła, jakby coś przecięło
powietrze tuż za jej plecami i rozbiło się w zetknięciu z chodnikową płytą.
Joanna obróciła się i zobaczyła pod swoimi nogami potłuczoną, średniej
wielkości doniczkę z kwiatkiem. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, zakręciło
się jej w głowie i zemdlała.
Wszystko to zobaczył kloszard przechodzący
przez ulicę. Podbiegł do kobiety i zaczął ją cucić wodą ze starego termosu z
groteskowym kwiatuszkiem, który miał w swoi tobołku ( na wypadek, gdyby
zachciało mu się pić i nie miał nawet na podrzędną gorzałkę z mety). Joanna
ocknęła się po krótkim czasie. Kloszard zaproponował, że odprowadzi ją do domu.
Przystała na to, chociaż nie miała do końca pewności, czy zaczęło ją mdlić ze
stresu, czy też z powodu woni wydzielanych przez mężczyznę.
Szli tak w milczeniu kwadrans. On, bo z
natury był małomówny, ona z powodu rzeczonych mdłości. Rozstali się pod jej
klatką, wymienili się uprzejmościami i rozstali.
Komentarze
Prześlij komentarz