Będąc na wywczasach z Koleżankami Śpiewaczkami w Zakopanem, udało nam się zaobserwować coś niezwykłego, zjawiskowego i ponadczasowego.
Podczas jednego ze śniadań, na werandzie naszego pensjonatu, przyłączyła się do nas osobliwa para: nasza krajanka-poznanianka-blondynka i pocieszny-blondynkowaty-Litwin.
Jednak, żeby zrozumieć istotę całej nadzwyczajności sytuacji, zacznę od początku.
Otóż osobliwa para przysiadła się do nas. Zaczęła się seria pytań oczywistych, na które odpowiedzi dla krajanki-poznanianki-blondynki nie były oczywiste ( dla pociesznego-blondynkowatego-Litwina chyba też nie, bo rozmowa przebiegała głównie w języku polskim).
Pierwsze pytanie dotyczyło tego, co robimy w Zakopanem.
My na to, że chodzimy po górach.
Na to dziewczyna wybałuszyła swe oczy zza szkieł ( co jeszcze bardziej potęgowało wybałuszenie) i zaczęła wypytywać gdzie można się wybrać. Na to TA Olga (jedna ze Śpiewaczek) rozpoczęła wielki wykład na temat tatrzańskich szlaków. Wzbudziło to wielki respekt w naszych towarzyszach. Blondynka zaczęła się wić z przerażenia, poprawiać włosy, stękać patrząc na Litwina, ukazując przy tym jaka jest malutka i słaba, i że ona nie da rady, bo ma takie słabiutkie serduszko.
Następnie padały pytania typu: "czy słonie mogą latać", co kolektywnie wzbudziło w nas osłupienie.
Blondynka bowiem zapytała, czy wodę ze źródełek górskich pić można, czy łatwo wejść na Rysy i czy w Morskim Oku można zażywać kąpieli.
Nasze odpowiedzi strasznie ją dziwiły.
Nas natomiast zadziwił jej angielski, który był "horible"(dodać należy, że poznali się w Anglii, gdzie ona pracuje już od kilku lat w biurze).
Po tym małym spędzie miałyśmy wrażenie, że dziewczyna ma poważne problemy z marihuaną.
Wraz z upływającym czasem - upewniłyśmy się, że to nie zgubny wpływ narkotyków, środków psychotropowych, ani zwykłej głupoty.
Ona po prostu była KOBIETĄ ETERYCZNĄ - ciągle przelękniętą, upuszczającą rzeczy, słabiutką i naiwną, zdającą się być nieprzystosowaną do życia.
Do tego rewolucyjnego wniosku doszłyśmy patrząc na Litwina, który chociaż niski, o bardzo chłopięcej urodzie i niewinnym wyrazie oczu - stawał się z każdym jej co idiotyczniejszym (dla nas) zachowaniem - coraz mężniejszy, silniejszy, i rozbierający ją wzrokiem.
Jakiś czas potem siedząc w Murowańcu i przeczekując ulewny deszcz, zaczęłam wertować "National Geographic", sprzed 10-ciu lat.
Natrafiłam tam na artykuł o seksie zwierząt i o doborze naturalnym.
Jedno ze zdjęć było podpisane tak: "Nie liczy się czy osobnik jest silny, czy słaby. Wyścigi do prokreacji wygrywa najlepiej przystosowany".
I tak oto nie ważny jest intelekt, uroda ( wcale nie była ładna), ani inne przymioty, które mogą imponować na pierwszy rzut oka.
Paradoksalnie.
Podczas jednego ze śniadań, na werandzie naszego pensjonatu, przyłączyła się do nas osobliwa para: nasza krajanka-poznanianka-blondynka i pocieszny-blondynkowaty-Litwin.
Jednak, żeby zrozumieć istotę całej nadzwyczajności sytuacji, zacznę od początku.
Otóż osobliwa para przysiadła się do nas. Zaczęła się seria pytań oczywistych, na które odpowiedzi dla krajanki-poznanianki-blondynki nie były oczywiste ( dla pociesznego-blondynkowatego-Litwina chyba też nie, bo rozmowa przebiegała głównie w języku polskim).
Pierwsze pytanie dotyczyło tego, co robimy w Zakopanem.
My na to, że chodzimy po górach.
Na to dziewczyna wybałuszyła swe oczy zza szkieł ( co jeszcze bardziej potęgowało wybałuszenie) i zaczęła wypytywać gdzie można się wybrać. Na to TA Olga (jedna ze Śpiewaczek) rozpoczęła wielki wykład na temat tatrzańskich szlaków. Wzbudziło to wielki respekt w naszych towarzyszach. Blondynka zaczęła się wić z przerażenia, poprawiać włosy, stękać patrząc na Litwina, ukazując przy tym jaka jest malutka i słaba, i że ona nie da rady, bo ma takie słabiutkie serduszko.
Następnie padały pytania typu: "czy słonie mogą latać", co kolektywnie wzbudziło w nas osłupienie.
Blondynka bowiem zapytała, czy wodę ze źródełek górskich pić można, czy łatwo wejść na Rysy i czy w Morskim Oku można zażywać kąpieli.
Nasze odpowiedzi strasznie ją dziwiły.
Nas natomiast zadziwił jej angielski, który był "horible"(dodać należy, że poznali się w Anglii, gdzie ona pracuje już od kilku lat w biurze).
Po tym małym spędzie miałyśmy wrażenie, że dziewczyna ma poważne problemy z marihuaną.
Wraz z upływającym czasem - upewniłyśmy się, że to nie zgubny wpływ narkotyków, środków psychotropowych, ani zwykłej głupoty.
Ona po prostu była KOBIETĄ ETERYCZNĄ - ciągle przelękniętą, upuszczającą rzeczy, słabiutką i naiwną, zdającą się być nieprzystosowaną do życia.
Do tego rewolucyjnego wniosku doszłyśmy patrząc na Litwina, który chociaż niski, o bardzo chłopięcej urodzie i niewinnym wyrazie oczu - stawał się z każdym jej co idiotyczniejszym (dla nas) zachowaniem - coraz mężniejszy, silniejszy, i rozbierający ją wzrokiem.
Jakiś czas potem siedząc w Murowańcu i przeczekując ulewny deszcz, zaczęłam wertować "National Geographic", sprzed 10-ciu lat.
Natrafiłam tam na artykuł o seksie zwierząt i o doborze naturalnym.
Jedno ze zdjęć było podpisane tak: "Nie liczy się czy osobnik jest silny, czy słaby. Wyścigi do prokreacji wygrywa najlepiej przystosowany".
I tak oto nie ważny jest intelekt, uroda ( wcale nie była ładna), ani inne przymioty, które mogą imponować na pierwszy rzut oka.
Paradoksalnie.
świetny tekst i bardzo sympatycznie napisany :) Metoda: "ja się czuję w twych ramionach taka mala", chociaż stara, to ciągle bardzo skuteczna. Niestety dlatego też mnożą się najlepiej nie ci najbardziej wartościowi, a ci najlepiej przystosowani.....:(
OdpowiedzUsuńbebija
To bardzo dobra historia jest. I bardzo jak w zycie jest tak.
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie komentarz Bebija.
Pozdrowienia Rudolphina,
Georgeta
Hi Rudolphine, so you are back :) I hope you had good holidays.
OdpowiedzUsuńVery good story, and how true.
Greetings, Elizabeth
Ruda, chyba musimy zacząć stosować tą taktykę, na takie słabe i malutkie kobietki to może sobie w końcu facetów znajdziemy! :) "Och, przepraszam, jestem taka drobna, nieśmiała, malutka i zagubiona, czy może mi Pan pomóc przejść przez życie?" I dodać do tego trzepot rzęs i niewinne spojrzenie ;)
OdpowiedzUsuńK.
Właśnie tak! Całe życie starsze koleżanki mi mówiły, że sobie faceta nie znajdę, bo jestem zbyt przebojowa i za bystra. Zawsze się buntowałam i mówiłam, że nie będę robiła a siebie słodkiej idiotki, bo to urąga mojej godności. Ale to w sumie fajna zabawa może być. Przecież nikt oprócz najbliższych mi ludzi nie wie jaka jestem naprawdę.
OdpowiedzUsuńW takim razie K. musimy się wreszcie spotkać, potrenować przy winku, przed lustrem i konfrontować nabyte umiejętności z rzeczywistością ;)
To ja już współczuję tym facetom; nawet nie wiedzą, co ich czeka ;)
OdpowiedzUsuńA zmieniając temat, Rudolphino zacna i cnotliwa, znów dwa świetne teksty. Widać wakacje i odpoczynek jeszcze podniosły Ci możliwości twórcze :)
Pozdrawiam,
Wojtek
PS: zapomniałem dodać - "z wyrazami szacunku" .... ;)
OdpowiedzUsuńWojtek
Bardzo dobra historia, ale bardzo dobre komentarzy tez tu jest. Bardzo dobra piosenka ale nie wszystko ja rozumie bo bardziej latwo kiedy napisane jest.
OdpowiedzUsuńBardzo smieszne komentarz Wojtka, to mam na mysleniu "Atosa" :)
Pozdrawiam,
Georgeta
Georgeta, Atos writes so wise comments just because - he is Atos ;) The wisest of us. But, I am happy that we all stand again as Musketeeresses, arm to arm, in supporting Rudolphina :)
UsuńCheers, Helenka
Girls, many thanks indeed for such a high esteem you obviously labelled me with, yet I don't believe I deserve it. I'd bet my bottom dollar that you cannot possibly imagine the extent of stupid
Usuńand silly things I had done in my lifetime, which, I believe,
is probably longer than yours. And, I'm glad you don't ... ;)
Cheers,
Wojtek/Atos
Atos, you should be flattered with the complements we gave you!
UsuńWe all do silly things in life, but in the end only these wise and good ones count :)
Greetings,
Helenka
Well .... yes, indeed I am flattered then .... ;)
UsuńGreetings to All, Cherioo,
Atos
Dzięki Georgeto za dobre recenzje! Bardzo mnie cieszą wszystkie Wasze komentarze!!!!
OdpowiedzUsuńCo do wypowiedzi Wojtka - w istocie wyjazd dał mi wiele nowych pomysłów i duży dystans do tych spraw w których się spalałam myśląc, że warto.
A wystarczy, że pochodzisz po szlaku, w deszczu i w słońcu na przemian i WRESZCIE łapiesz odpowiedni dystans. ;)
Buziaki!!!!
Hej, Rudolphino ! Jakis czas temy dostalam od mamy, ktora jest kolezanka Wojtka, link na oba Twoje blogi i oba czytam z zainteresowaniem i podziwem. Tworzysz na prawde bardzo dobra literature, gratuluje i podziwam, a czytam z przyjemnoscia. Ja po polsku mowie normalnie, mieszkam w Malmö, ale troche mi wstyd, poniewaz nie mam polskiej klawiatury.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i zycze dalszych sukcesow,
Monika Dora
Moniko!
OdpowiedzUsuńJest mi bardzo miło. Cieszę się, że również dzięki Tobie mój blog jest tak światowy :)
Mogę zapewnić, ze Twoja pozytywna recenzja zaprocentuje nowymi opowiadaniami.
Liczę na to, że pomimo braku polskiej klawiatury będziesz nadal pisać komentarze, bo to jest najpiękniejszą zapłatą za moją pracę.
Pozdrawiam!
Rudolphina, these last two short stories are masterpiece again :)
OdpowiedzUsuńSo interesting and so true.
Greetings, Helenka