Przejdź do głównej zawartości

POZNAŃ

Gdy czegoś nie znasz - widzisz zaledwie tylko wycinek tego czegoś, czasem coś dorabiasz i tak powstaje coś niezwykłego.
Tak wygląda Poznań, po którego krętych i kamienistych uliczkach dreptałam odurzona słodko-dusznym powietrzem. Tłumy ludzi przewalały się kołem rynku, jak pranie w pralce. Wraz ze spożytym alkoholem wir przyspieszał, zatrzymywał się, by na koniec wypluć to całe towarzystwo. Wycisnąć i wypluć. A ja chodziłam po tym pijackim, pulsującym widzie z nostalgiczną miną i lekko uniesionymi kącikami ust. W powietrzu wisiał deszcz. Opary miasta oblepiały mnie potem równie miłym, jak po chwili zapomnienia. Pijąc łapczywie wodę na zmianę z okrutnie gęstym i słodkim sokiem marchwiowobananowojakiśtam, snułam się po labiryntach uliczek, po których może jakaś kropelka mojej krwi biegała onegdaj, jako beztroskie dziecko kupieckie, bawiąc się w chowanego.
Teraz też bawiłam się w chowanego z celem mojej podróży - ze snem sennym.
Sen na jawie bowiem trwał jeszcze jakiś czas, by wchłonąć mnie do małego kina, gdzie za aksamitną kotarą odkryłam skarbnicę wszelkiego dobra: starych płyt, książek-klasyków, o których zapomniano i wielu innych bibelotach, które spotęgowały tylko moje poczucie niezwykłości chwili.
I tak gmerałam, penetrowałam wszystkimi zmysłami niemal te miejsca, mając jednocześnie wiedzę, że gdyby pojawiły się w codzienności - przeleciałyby mi przez dłonie bezrefleksyjnie.
I tak znów wpadłam w schultzowską scenografię, gdzie samotność była czymś, co dawało pełnię odczuwania, gdzie wróciłam do siebie, gdzie nie musiałam nic mówić i patrzeć na zegarek w sposób nachalny, aby stworzyć pozory zainteresowania harmonogramem dnia.
Opuściłam to miejsce. Nie wiem, czy warto tam wracać. Łapię się na tym, że czasem lepiej zostawić swój mit i wspominać go, nie próbując przeżywać jeszcze raz.

Komentarze

  1. Krásné. Zdravím Rudolphina, Eva :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A já také. Zdravím Rudolphinu,Helenka z Prahy

    OdpowiedzUsuń
  3. Draha Rudolfino, napsat něco v angličtině nebo niemiecu, velmi prosím :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mám blog v angličtině, kde je můj starší texty: http://beyonddabove.blogspot.com/

      Usuń
  4. Rudolphina, we visited your English blog. It is great, and your language is so good. Last but not least, great collection of short stories. Carry on and good luck, Helenka and Eva

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bezbrzeżna chęć brudu.

Zaczęła się jesień. Szłam melancholijnie przez park. Dzieci bawiły się na placu, ich rodzice w osowieniu siedzieli porozrzucani pojedynczo na ławkach, nieopodal epicentrum wrzasku. Psy robiły kupy gdzie popadnie, koty miauczały pod zamkniętą budką już bez piwa. A ja tak sobie szłam, noga za nogą w lekkim odurzeniu własnymi kołaczącymi się myślami. Ten mętlik, zaprowadził mnie w swej chmurze w wiele miejsc tego dnia: na kilka wystaw, na kilka "pięćdziesiątek" gdzieś w Mieście Łodzi. Szłam sama, bo wtedy nie trzeba niczego ustalać, nikomu tłumaczyć, niczego deklarować. Chcesz iść, to idziesz, jak nie to siedzisz. Potem weszłam do jakiegoś małego kina. Zorientowawszy się, że wszystkie tytuły są mi już znane - udałam się oddać mocz. Z sąsiedniej kabiny wydobywał się tak znajomy i niemal zapomniany dźwięk kochających się ciał. Uśmiechnięta oddawałam się mojemu moczowi, by razem z tymi obok spuścić się w odmęty otchłani. Wyszłam z kabiny, a w tym samym momencie otworzyły się drzw...

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie ...

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...